pierwszego dnia pojechaliśmy nad Maltę
(nie zabraliśmy aparatu, więc pokrótce słownie zrelacjonuję).
bawiliśmy się przednie na prawie wszystkich dostępnych placach zabaw.
najlepsza była zjeżdżalnia,
która mierzyła dobre 15 metrów i do tego nie była prosta.
dziewczyny śmigały i rechotały z uciech.
potem ciocia zabrała nas na tor saneczkowy,
na wstępie sama go wypróbowałam,
a potem po przetestowaniu zabrałyśmy dziewczyny i pojechałyśmy,
oj podobało się, podobało.
zdaje się, że następne wypady nad Maltę są mocno zagrożone
(przecież nie dadzą nam żyć !!! :-) )
a następnego dnia,
odezwały się w nas wszystkich dzieci
i zapragnęliśmy iść do zoo:
(szczególnie, że Gabi rano spłukała tatowe soczewki kontaktowe do kanalizacji...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz