jakby się tak dobrze zastanowić,
to trzeba przyznać,
że nie da się pominąć pewnej kwestii:
ZBLIŻAJĄ SIĘ ŚWIĘTA.
no i?
tu się zaczyna,
bo ja osoba,
która udaje przed światem,
że nie daje się różnym szaleństwom tego świata
i tym razem postanowiłam się nie dać
i co?
i to,
że pomimo bardzo dogodnej sytuacji corocznej braku konieczności przygotowywania czegokolwiek,
okazuje się,
że jest źle,
zostały 4 dni do Wigilii
a ja nie mam jeszcze prezentów!
mało tego w wielu przypadkach nawet pomysłów na te prezenty,
a jak miałam pomysły to gdy w piątek wybrałam się na ich realizacje okazało się,
że niemożliwością jest ich zmaterializowanie.
postanowienie na rok następny:
zamieniam się w Anglika (a precyzyjniej w Angielkę).
Radek w piątek przyszedł z angielskiego z paroma anegdotkami,
jedna z nich zainspirowała mnie do zmiany postawy,
otóż podobno Anglicy (domyślam się, dzięki swej przenikliwości, że nie wszyscy)
wcześniej zaczynają myśleć o świętach i prezentach,
na dowód tego niech będzie wypowiedz Radkowej nauczycielki:
"przeczytałam na blogu koleżanki,
że kupiła już prezent dla swojego dziecka pod choinkę,
i pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego,
gdyby nie to,
że wpis był z kwietnia"
2 komentarze:
Czy to oznacza, że mogę chcieć prezenty z góry, za wszystkie okazje? A potem chcieć je jeszcze raz, gdy nadejdzie właściwy czas?
Kasiu, nie idź tą drogą! Wpadniesz z deszczu pod rynnę. Zamiast pędu przedświątecznego nabierzesz pędu do wielkiej globalizacji ludzkich zachowań. A przecież tak lubimy te małe niuanse w zachowaniach obcych narodowości. Mc Donaldyzacja naszego świata przeraża mnie równie mocno jak zanikanie lodowca na Antarktydzie. Radek
Prześlij komentarz